Zdrada niejedno ma imię – 7 przyczyn okłamywania partnera w związku

[Ten mocno kontrowersyjny tekst napisałem wiele lat temu dla jednego z fanpage’y na portalu Facebook. Wykorzystałem w nim zasady klasycznej szkoły copywritingu]

Większość osób na słowo zdrada czy romans dostaje białej gorączki. Zarówno ci, którzy nigdy nie zdradzili, jak i ci, którzy już to zrobili. Powszechnie uważa się, że zdradzają dranie (mężczyźni) i zdziry (kobiety). I zdradzają na potęgę. Według wyników różnych badań robi to od 30 do nawet 60% osób. Jednak zdrada niejedno ma imię. To bardzo skomplikowany temat. I dość niewdzięczny mimo wszystko. Dowiedz się, dlaczego, gdy mowa o zdradzie w związku, nie wszystko jest zawsze czarno-białe.

Pokusa zdrady w życiu

Skok w bok kusi. Po prostu. Większość osób będących w relacji pokusę tę odczuwa. Ale też większość nigdy jej nie ulega. Pytanie tylko, dlaczego tego nie robi? Jeśli jedynym powodem jest miłość do partnera, można by sądzić, że jest to godne pochwały. I czasem jest, choć wcale nie zawsze (o tym za chwilę). Związki międzyludzkie to skomplikowana sprawa. Dojrzałe związki międzyludzkie to sprawa skomplikowana potrójnie (co najmniej). Świat takich związków nie może równać się ze światem dzieci czy nastolatków. Zwłaszcza ci drudzy, w swoich wyobrażeniach o miłości i wierności, idealizują rzeczywistość. Czasem tak bardzo, że nawet ich rodzice z politowaniem kiwają głowami. Zwłaszcza gdy piętnastolatka przedstawia im chłopaka. I mówi, że jest jej przeznaczony. Że będzie z nim do końca świata…

Przytulona para na jachcie w promieniach zachodzącego słońca

Obraz Lubov Lisitsa z Pixabay

Niewierność w związkach

Jest wiele związków, dla których wierność to podstawa. I znowu – jeśli wynika to z chęci dotrzymania przysięgi małżeńskiej czy wielkiej miłości – super. Tyle że często wynika z innych przyczyn. Nie będę teraz zbyt poprawny politycznie. Otóż jedną z nich jest fakt, że niektóre osoby nie bardzo miałyby z kim zdradzić. Nawet gdyby bardzo tego chciały. Z różnych powodów. Co więc robią? Duszą w sobie złość. Mają poczucie, że coś tracą. Może i marzą o romansie, ale mówią: „Chrzanić to. Muszę zaakceptować taki stan rzeczy. A tych wszystkich, którzy pokusie zdrady ulegają, postraszę piekłem i nie poprę nigdy. To będzie moja zemsta za to, że nie mogę mieć tego, co mają oni”.

Sytuacje sprzyjające zdradzie w związku

Wymienię ich tylko siedem. Żeby wymienić wszystkie, musiałbym pewnie napisać książkę. A zatem:

1. Naturalne piękno. Tak, tak! Piękna kobieta czy zabójczo przystojny mężczyzna mają trudniej, gdy mówimy o oparciu się pokusie zdrady. Tak jak flegmatyk ma łatwiej, by powstrzymać się przed przeklinaniem, a choleryk trudniej. Atrakcyjność fizyczna sama w sobie stwarza multum okazji, by skoczyć w bok.

2. Potrzeby. Monogamia to wspaniała rzecz, tyle że całkowicie nienaturalna. I znowu – ktoś mający niewielkie potrzeby seksualne, nie będzie miał problemu z wytrwaniem z jednym partnerem. Ale już ktoś z dużymi potrzebami, o ile nie znajdzie podobnego sobie partnera, będzie miał problem. I to duży. Strony powinny się oczywiście dogadać, tyle że różnie z tym bywa. Zwłaszcza gdy o swoich wyobrażeniach co do współżycia zaczynają mówić już po przysiędze małżeńskiej…

3. Alkohol. Pisząc alkohol mam oczywiście na myśli Ciechocinek. Żartuję – mam na myśli blokady, które alkohol usuwa. Ludzie często tłumaczą się, że zdradzili pod wpływem, a więc nie byli sobą. To nieprawda. To właśnie wtedy byli sobą w stu procentach. Zdradzili, bo chcieli zdradzić. Tylko z powodu swoich blokad nie zrobili tego wcześniej.

Panowie w barze, w białych koszulach, w tle półki z alkoholem

Obraz LEEROY Agency z Pixabay

4. Brak świadków. Niekoniecznie chodzi o seks na pustyni. Chodzi o miejsce inne niż to, gdzie żyjemy na co dzień. O całkowitą pewność, że nikt ze znajomych nas nie nakryje. Że nikt na nas nie doniesie. Że nasz romans czy jednorazowy wybryk nigdy się nie wyda. Taka bezkarność, wynikająca z tego, że czujemy się prawie niewidzialni dla innych.

5. Obojętność partnera. Chorobliwa zazdrość nigdy nie jest wskazana, ale obojętność jest jeszcze gorsza. Ta obojętność rani, a przy okazji sprzyja niewierności. Wiemy, że nikomu nie zaszkodzimy. Wiemy, że dla pewnych osób i tak jesteśmy jak powietrze. Bo dla partnera liczą się tylko dzieci. Albo praca. Ale wiemy też, że mamy swoje potrzeby. Że czasem choć przez kilka minut bardzo chcemy poczuć się jeśli nie kochani, to przynajmniej pożądani.

6. Kłótnia z partnerem. Możemy kochać swoją drugą połówkę jak szaleni. Ale prawdziwa kłótnia, jeśli nie zakończy się zażegnaniem konfliktu, a kolejnymi obwinieniami, sprzyja niewierności. Jesteśmy wtedy w emocjach. Nie jesteśmy do końca sobą. Złość, która w nas kipi, podpowiada zemstę. Jeśli nadarzy się okazja, zrealizujemy ten plan. Bez względu na to, jak bardzo będziemy później tego żałować.

7. Zapomnienie się. Sprzyjające warunki, trochę alkoholu, nastrój, magia chwili. Przypadkowe zetknięcie dłoni i niby przypadkowe zetknięcie warg. A później wszystko to, co zwykle następuje później. Obiecaliśmy, przysięgaliśmy, a jednak – stało się. I już się nie odstanie. Zdradziliśmy. Mamy poczucie, że postąpiliśmy źle. Że nie trzymaliśmy się swoich zasad. Że zaszkodziliśmy naszej relacji.

Zdrada jest usprawiedliwiona (czasami)

Część osób zapewne obruszyła się, widząc tytuł nagłówka, ale idźmy dalej. Czy istnieją sytuacje, w których niewierność w związku można usprawiedliwić? Nie ma usprawiedliwienia na niewierność? Nigdy? A co, gdy jesteśmy w związku z osobą o niskim libido? Albo w relacji z partnerem, który zdradza nas? Poniżej kilka przykładów z życia wziętych.

Przykład pierwszy:

Partner z bardzo niskim libido. Lub w ogóle bez libido. Hola, hola! – powie część z was – widziały gały, co brały! No cóż, niekoniecznie. Wyobraźmy sobie taką sytuację: para się poznaje i wszystko jest super, seks również. Para się pobiera i nadal wszystko jest super, seks również. Rodzą się dzieci, mija trochę lat i nadal wszystko jest super. Poza seksem, bo ten właściwie zniknął. Częstotliwość współżycia spadała z miesiąca na miesiąc. By po kilku latach osiągnąć poziom dwóch-trzech, a czasem nawet zera razów ROCZNIE (!). I o ile jednemu z partnerów zupełnie to nie przeszkadza, ten drugi… Cóż, mówiąc delikatnie – nie do końca odnajduje się w takiej sytuacji. Były rozmowy, były kłótnie, może nawet był szantaż. Nie pomogło.

Ktoś powie – to trzeba odejść, a nie zdradzać! Zgadzam się, tak powinno się zrobić, ale pod jednym warunkiem. Pod warunkiem, że już nie kocha się tej drugiej osoby. A co, jeśli miłość ma się świetnie? Tu nie chodzi o bycie łajdakiem, bo niewierność. Tu chodzi o czystą biologię. O potrzeby, których nie da się w sobie stłumić, bo dzieci, bo zmęczenie, bo znużenie. O konieczność. Gdy partner z niskim libido mówi: znajdź sobie kogoś do seksu, problem załatwiony. Zdrady nie ma. Jest układ między stronami. Jeśli jednak partner jest bezlitosny i mówi: nie wolno ci mnie zdradzać! Owszem, mam niskie libido, ale przecież się kochamy, musisz to uszanować – problem jest poważny. Żadna zdrowa, świadoma swoich potrzeb osoba nie zdecydowałaby się na związek z aseksualnym partnerem. Miłość miłością, a biologia biologią. I jakkolwiek źle to zabrzmi, prawda jest taka, że do seksu miłość nie jest potrzebna. Można kochać osobę, z którą się nie sypia. Ale też sypiać z osobą, której się nie kocha. Tak po prostu jest.

Czy niewierność może być w tym konkretnym przypadku usprawiedliwiona? Jak najbardziej. W końcu to osoba z niskim libido dała plamę. Pozbawiła partnera jednej z największych życiowych przyjemności. Zamknęła mu drzwi do rozkoszy. A przy tym zachowuje się jak pies ogrodnika. Sama nie ma/nie chce/nie korzysta, a innym też dać nie chce. I jeszcze ma poczucie, że wszystko jest ok. Że nie musi włożyć żadnej pracy w to, by obie strony coś z tego związku miały.

Przykład drugi:

Partner puszczający kantem. Czyli notorycznie zdradzający. Od lat ćwiczy dyscyplinę sportową o nazwie „skok w bok”. I odnosi w niej niemałe sukcesy (może nawet jest już złotym medalistą). Dla swojej drugiej połówki czasem jeszcze znajdzie trochę sił, czasem wcale. Niekiedy bezczelnie domaga się od niej wierności, niekiedy najzwyczajniej ma to gdzieś. Czy niewierność może być w tej sytuacji usprawiedliwiona?

Mężczyzna trzymający za plecami skrzyżowane palce na znak , że okłamuje drugą osobę

Obraz tswedensky z Pixabay

Moim zdaniem tak. I wcale nie chodzi tu o przysłowiowe oko za oko, a o realistyczny obraz całości. Samotne noce, bo jej/jego nie ma. Czasem samotne weekendy (z tego samego powodu). Nierzadko może i samotne tygodnie, wakacje albo święta. Samotność, potęgowana dodatkowo przez fakt, że zdradzana osoba dobrze wie, co robi jej druga połowa. Nie musi od razu puszczać się w miasto. Ale jeśli nadarzy się okazja, czy aby na pewno powinna się jej oprzeć? W imię czego? Własnych zasad moralnych? Byłaby po prostu naiwna, żeby nie powiedzieć – głupia. Zwłaszcza jeśli gdzieś w głębi duszy czuje, że tego pragnie.

Przykład trzeci:

Brak miłości. Partnerzy żyją co prawda razem, ale się nie kochają. Mogą uprawiać seks, ale jest on mechaniczny. Jest tylko odbębnieniem pewnego „obowiązku”, podobnie jak pranie, sprzątanie czy zakupy. Tyle że trwa sporo krócej, a dodatkowo nie wywołuje już żadnych emocji. Osoba żyjąca w takiej relacji czuje, że coś traci. Czuje, że z każdym dniem się starzeje, gnuśnieje i smutnieje. Nadarza się okazja – czy powinna z niej skorzystać? Moim zdaniem tak. Znowu – nie dla zemsty, nie dla kaprysu i nie dla dowartościowania się. Dla emocji. Dla przeżycia czegoś nowego. Dla ucieczki od rutyny. Dla poczucia, że żyje – przynajmniej przez krótki moment. Bo przecież wie, że jej marzenia o wielkiej miłości i szczęśliwym związku legły już w gruzach. Takich, których odkopać czy usunąć zwyczajnie się nie da. Jeśli tego nie zrobi, wszystko będzie po staremu. Jeśli ulegnie – również. Ale przynajmniej pozostaną miłe wspomnienia.

Przykład czwarty:

Miłość. Tak – miłość. Sytuacja trochę podobna jak w przykładzie trzecim. Tyle że tutaj osoba wie, że w kimś, z kim chce zdradzić, po prostu się zakochała. I niewiele może na to poradzić. Zdrada usprawiedliwiona? Jak najbardziej. Skoro w relacji uczucia już umarły, czy możemy odmawiać człowiekowi prawa do ich poszukiwania poza związkiem? To byłoby nieludzkie i to dopiero byłoby niemoralne. Miłość nie wybiera. Miłości nie można kazać zniknąć. Miłość może przydarzyć się każdemu i w każdej sytuacji – zwykle zupełnie niespodziewanie. Zaraz, chwileczkę – powie ktoś – to niech się najpierw rozwiedzie, a nie zdradza! No cóż, tak byłoby najlepiej. Tyle że rozwód trwa, a uczucia nie lubią czekać. Poza tym nie zawsze rozwód wchodzi w rachubę – z różnych powodów. Czasem nawet oboje zakochani uznają, że nie chcą się rozwodzić, mimo sytuacji. Że ich miłość zawsze będzie potajemną i zakazaną, ale tak będzie dobrze. Że może to właśnie sprawi, że będą kochać się zawsze. Życie to nie bajka, ale jeśli mamy wybór, możemy stworzyć sobie swoją małą bajeczkę. Taką tylko dla nas i drugiej osoby. Taką, o której inni wiedzieć nie muszą i wiedzieć nie powinni.

Kto zdradza częściej – kobiety czy mężczyźni?

Oczywiście mężczyźni. Oczywiście żartuję. Oczywiście mniej więcej po równo. Kobiety lubią nazywać facetów szowinistycznymi świniami, łajdakami i łotrami. Jednak faktem jest, że same często też nie są bez winy. W końcu z kim zdradzają ci wszyscy faceci? Przecież, do diabła, wszyscy gejami nie są! Zdradzają z kobietami. I na pewno nie zawsze tylko z kobietami stanu wolnego. Byłoby to niewykonalne. Mało tego – kobiety stanu wolnego nie zawsze mają ochotę zadawać się z mężczyzną w związku. Nie mówiąc o żonatym. Bycie kochanką może być ekscytujące na początku. Później taki układ się nudzi. A świadomość bycia tą drugą też nie ma najlepszego wpływu na samoocenę.

Zdrada z mężatką

Żonaci mężczyźni też chętniej wybiorą mężatkę – z czysto praktycznych powodów. Mężatka zwykle ma wiele do stracenia, kochanka nie pozostająca w żadnym oficjalnym związku – niewiele. Dla tej drugiej zrobienie mężczyźnie piekła z życia to jak pstryknięcie palcem. Dla mężatki to w zasadzie niewykonalne. Ale wracając do meritum – po równo, moi drodzy. Zdradza mniej więcej tyle samo mężczyzn, ile kobiet. Obie strony maczają w tym palce. Nie ma co obwiniać facetów, tak jak nie ma sensu obwiniać kobiet. Skok w bok nie zawsze może być usprawiedliwiony, ale do tego tanga zawsze trzeba dwojga.

Taka tam zdrada dla sportu…

Jak już pisałem w jednym z przykładów powyżej, skok w bok to ulubiony sport części populacji. Pełen złotych, srebrnych i brązowych medalistów, zawodników drugiej kategorii i sportowców siedzących zwykle na ławce rezerwowych. Dla każdego coś miłego – każdy ma szanse zagrać. Musi tylko pamiętać, że to nie jest gra zespołowa i nie jest to gra przed publicznością. W tym wypadku długi jęzor to krótki rozum. I choć zdrada w związku dla sportu może być czymś emocjonującym, nie może niestety być usprawiedliwiona. Nie może, bo powodowana jest nudą i chęcią przeżycia przygody, ale krzywdzi strony w nią uwikłane. Jeśli oczywiście się wyda…

Czy zdrada zawsze boli?

Rozmawiałem kiedyś z osobą, która twierdziła, że niewierność w związku boli zawsze. Kiedy spytałem, czy taka, która się nie wyda, również boli, uzyskałem odpowiedź, że oczywiście – tak. Na próby dowiedzenia się, jak to możliwe, uzyskałem jedynie mgliste tłumaczenia. O tym, że to bolesne żyć pod jednym dachem z osobą, która zdradza. Ale przecież mówimy o sytuacji, gdy zdradzana w relacji osoba nie wie, że jest zdradzana. To jak, u diabła, może cierpieć? To jakby przyjąć, że partner przeżyje traumę, gdy powiemy kelnerowi w restauracji, że mają najlepsze spaghetti. Choć wcześniej zapewnialiśmy partnera, że to jego spaghetti jest najwspanialsze. Przy czym zakładamy, że w restauracji tej byliśmy bez partnera. Że nigdy nie dowie się on o tej strasznej prawdzie, którą wyznaliśmy kelnerowi. Że będzie żył w nieświadomości, że za długo gotuje kluski. Albo robi sos, który jest o wiele za rzadki do spaghetti. Czy będzie miał poczucie źle wykonywanej pracy? No nie, bo o naszej rozmowie z kelnerem nigdy się nie dowie.

Czy mówić o zdradzie?

Nie, nie, nie! Niewierność, o której nasz partner się nie dowie, nie boli. Często nawet nie szkodzi relacji. Co innego, jeśli my, w imię moralności wyznamy, że puściliśmy go kantem. Co tak naprawdę będzie zwykłym przerzuceniem na niego części naszego bólu albo działaniem podyktowanym zemstą. Ale naprawdę warto powstrzymać się z tym byciem prawdomównym.

Szkło powiększające jaśniejące na brązowym tle

Obraz Hebi B. z Pixabay

To w niczym nie pomoże. To zaszkodzi. Nawet jeśli nasz związek się nie rozpadnie. Nawet jeśli nasz romans się zakończy. Zadamy partnerowi ból. Ból, którego możemy mu oszczędzić, trzymając język za zębami. Mówienie o zdradzie rzadko kiedy kończy się tak, jak w tym dowcipie o parze staruszków:

– Zdradziłeś mnie kiedyś?

– Tylko raz, dawno temu…

– To może byśmy tej nocy wykorzystali to, czego się nauczyłeś?

Zrozumieć niewierność

Nie wiem, czy udało mi się zasiać w tobie ziarno, dzięki któremu zmienisz poglądy na zdradę. Czyli zjawisko, które – jak w tytule – niejedno ma imię. Nie popieram niewierności. Uważam, że powinno się jej unikać ze wszystkich sił. Że powinna być ostatecznością. Ale jednocześnie sądzę, że czasem zdrada może zostać jeśli nie usprawiedliwiona, to przynajmniej zrozumiana

Autor: Marcin Jaskulski

Dziękuję, że przeczytałeś ten tekst. Jeśli Ci się spodobał, skorzystaj z ikonek poniżej i umieść link do niego na swoim profilu w mediach społecznościowych. Być może zainteresuje on także Twoich znajomych. Skontaktuj się ze mną, jeżeli potrzebujesz wysokiej jakości treści dla swojego biznesu lub jako osoba prywatna.

contenido